Rejestracja FAQ Użytkownicy Szukaj Forum YTP Ski Jumping Manager (TM) Sezon 36 (2042/2043) Strona Główna

Forum YTP Ski Jumping Manager (TM) Sezon 36 (2042/2043) Strona Główna » Centrum Prasowe » Przemyślenia wybitnych osób - Yoyogi odcinek nr 1
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Przemyślenia wybitnych osób - Yoyogi odcinek nr 1
PostWysłany: Sob 19:00, 31 Sie 2019
Baltazar
Ceniony szkoleniowiec na całym świecie
Ceniony szkoleniowiec na całym świecie

 
Dołączył: 30 Lip 2019
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Terespol
Płeć: Waćpanicz


Witam państwa w pierwszym odcinku najlepszego talk-show z tą nazwą, dziś pytam Yoyogiego o tajniki jego nauki oraz ciekawe kruczki, miłego czytania
1. Czy pamiętasz choć trochę wydarzeń ze swojej 1 klasy SP?
Krztynę. Pierwszego września 2001 roku, kiedy pierwszy raz zameldowałem się w klasie, też razem z rodzicielką. Parę dni po tym pamiętam, że coś w klasie rysowaliśmy i dostałem jako "ocenę" taką pieczątkę z uśmiechem od wychowawczyni. Również pamiętam 11 września 2001 roku, w związku z wydarzeniami na świecie z tamtego dnia, może nie stricte w szkole, ale pamiętam swoje przygotowania do następnego dnia w szkole, to był już wieczór, kiedy polska telewizja zaczęła relacjonować to, co się zdarzyło w USA. To raczej tyle. Może z jeszcze jeden dzień taki typowo powszedni pamiętam, w miarę, ale nic więcej.
2. Czy w klasach 1-3 zawsze byłeś usłuchany i nie sprawiałeś problemów macierzy wychowawczej?
Tak. Może nawet aż za bardzo. Przykładowo w drugiej klasie miałem 100% obecności (nie było dnia, kiedy mnie nie było). Przez te trzy lata nie zanotowałem ani jednego spóźnienia (każde spóźnienie kolegi/koleżanki mnie drażniło, że jak tak można robić??), też wszystkie zadania domowe odrabiane (od razu po powrocie ze szkoły otwierałem książki, zeszyty i odrabiałem). Dwa razy w tym okresie udało mi się zdobyć coś, co można nazwać czerwonym paskiem na świadectwie (wtedy w klasach 1-3 czerwonego paska nie było, jedynie dla osób, które miały średnią powyżej 4.75 było jakieś wyróżnienie i je w klasie pierwszej oraz trzeciej otrzymałem, w drugiej nieco zabrakło, do dzisiaj pamiętam znajomego, który chciał, żebym i ja w tej drugiej klasie dostał wyróżnienie i nawet interweniował u wychowawczyni). Można powiedzieć, że byłem zafascynowany szkołą w tamtym okresie. Szkoła była dla mnie wzorem, ideałem, ergo jak więc można kwestionować mi było jej reguły? Teraz bym aż taki hardy w takiej postawie nie był, bo ona nie ma sensu. Do tego doszedłem później.
3. Gdy poszedłeś do 4 klasy to czy odczułeś zmianę poziomu?
Nie odczułem jakoś specjalnie tego. Podobne odczucia miałem po awansie z każdej klasy. Jedynie co się zmieniło i było realnie odczuwalne, to to, że zajęcia od 4 klasy miałem na 2 piętrze (klasy 1-3 miały zajęcia wyłącznie na 1 piętrze) oraz doszło kilka nowych przedmiotów typu przyroda, technika, historia i społeczeństwo (tak się chyba ten przedmiot zwał). Poza tym nie zaszła jakaś drastyczna zmiana.
4. Jak u Ciebie było z nauką w klasach 4-6?
Od 4 klasy stawałem się coraz bardziej elastyczny, jeśli chodzi o podejście do nauki i ogólnie do życia. Elastyczny, co nie znaczy, że nieodpowiedzialny. Powoli zacząłem dostrzegać, że nie ma sensu uczenia się wszystkiego na beton, skoro i tak się tego nie zapamięta, a też nie każda wiedza jest nam niezbędna. Już aż taki pilny w odrabianiu zadań nie byłem, zdarzało się już powoli (to bardziej od 5 klasy) robienie na szybko zadań na przerwach. W konsekwencji tego uelastycznienia w podejściu do szkoły już mnie nie dotknął zaszczyt bycia uczniem wyróżniającym się, który by miał mieć ten osławiony czerwony pasek na świadectwie. Nie zmienia to jednak faktu, że były przedmioty, gdzie byłem wyróżniającym się na tle klasy człowiekiem, ale właśnie - to były pojedyncze przedmioty (głównie przyroda, historia i społeczeństwo), nie zaś wszystkie, co miało miejsce w klasach 1-3. Mimo tego poluzowania odnośnie szkoły i nauki, to jednak nadal byłem wierny temu, że nie można się spóźniać i należy się zachowywać zgodnie z przyjętymi zasadami współżycia. Nadal u mnie zatem nie odnotowano spóźnień, nieusprawiedliwionych dni lub uwag o charakterze wychowawczym.
5. Jak wspominasz czas gimnazjum?
Wspominam źle. Dobrą ilustracją mojego podejścia może być niespodziewane spotkanie z moim bardzo dobrym nauczycielem w-f z podstawówki (to Mariusz Kempys, król strzelców polskiej ekstraklasy w piłce ręcznej bodajże z sezonu 2006/2007, świetny człowiek), który najwyraźniej dorabiał wtedy obok pracy w szkole i grze w lokalnym klubie (GKS Olimpia Piekary Śląskie, na mój ostatni rok szkolny w podstawówce, 06/07, ten zespół zajął 4 miejsce w lidze, najwyższe w historii i ten gość miał ze mną przez 3 lata, od 2004, zajęcia z w-f, zresztą nadal tam pracuje) przy transporcie mebli (akurat w 2007 roku, kiedy zaczynałem gimnazjum kupiliśmy do mojego mieszkania nowe meble i niespodziewanie on te meble przenosił), kiedy on spytał mnie, jak mi jest w nowej szkole, to ja mu odpowiedziałem, że nie za dobrze. Może i mnie tam nie katowali jakoś fizycznie lub psychicznie (czasem się moim "kolegom" zdarzyło, z nudów, stosować wobec mnie taki przyjacielsko-agresywny ton, jaki mają typowe dresy uliczne), ale nie sposób się dobrze czuć, jeśli przez całe 3 lata nie masz w klasie nikogo ze "swojego świata", nie masz z kim przez ten fakt pogadać, jesteś wyalienowany totalnie. To nie mogą być dobre wspomnienia. Ale tak to jest, jeśli trafiłeś do klasy z ludźmi, którzy potem, jak się okazało, w większości skończyli na emigracji, ich edukacja pokończyła się na szkole zawodowej, kilku "ananasów" już wtedy potrafiło "kiblować" parę razy w gimnazjum, nie potrafiąc przejść z klasy do klasy. Ze cztery osoby zaliczyły epizod kryminalny. Licząc mnie, to na ok. 32 osoby, które przez moją klasę gimnazjalną przewinęły, to aż 4 osoby poszły na studia (z czego 3 stanowiły babki, tylko ja jeden z grona ok. 15 facetów na studia trafiłem, w innych klasach te statystyki były znacznie lepsze) No nie sposób mi było w takiej klasie czuć się dobrze. Często zajęcia były przez tych ludzi "rozwalane", ciągłe krzyki w ich trakcie z ich strony, regularne chodzenie na fajkę pod szkołę. Nie wspominam dobrze tego czasu. Jest kilka pozytywów z tego okresu (chodzi o 3 nauczycieli, których wspominam bardzo dobrze), ale one nie są w stanie zmienić mej zdecydowanie negatywnej oceny tego czasu.
6. Jak się wtedy uczyłeś?
Naturalnie, że przez takie otoczenie, jakie zastałem, również moje wyniki w nauce formalnie zleciały. Też po części wynikało to z tego, że w gimnazjum bardzo dużo byłem nieobecny, a te nieobecności się brały głównie z tego, że chciałem jak najmniej czasu spędzać z tymi ludźmi. Zwyczajnie chodzenie na kilka godzin do takiego pierdolnika stanowiło dla mnie stratę czasu. Nie dość, że te 7 godzin siedziałbym sam ze sobą, znosząc czasem ich odpały, to jeszcze o edukacji trudno mówić, skoro lekcje były przez towarzystwo regularnie rozbijane, bo i jak tu prowadzić lekcje, kiedy sporo osób przeszkadza, ma nauczyciela "w tyłku".
Wolałem więc zwyczajnie w domu posiedzieć i chociażby coś poczytać. Jak widać, dobrze mi to wyszło. Samo podejście do nauki już było identyczne, jak pod koniec podstawówki. Skupiałem się tylko na tym, co było dla mnie istotne, resztę pomijałem, byle zdać. Przy przyjęciu takiego systemu miałem zarówno na końcowym świadectwie gimnazjum 6 z historii (+ etap wojewódzki z olimpiady przedmiotowej), jak i 2 z plastyki (wynikało to z tego, że z powodu nieobecności nie oddawałem prac na czas, zresztą plastykę klasyfikowałem jako przedmiot mi nieprzydatny).
7. Jak poszły Tobie egzaminy gimnazjalne?
Dokładnie nie pamiętam, ale na tyle dobrze, żeby się dostać do liceum. Do liceum w moim mieście, bo nie czułem, jak kilka innych osób, żeby koniecznie iść do jakiegoś liceum "elitarnego" w mieście obok (I LO w Bytomiu za takie uchodzi i tam kilka osób, choć z innych klas mojego gimnazjum, bo moja klasa zbyt lotna nie była), tam właśnie poszła. Jak pokazuje upływ czasu, to ten wybór dalszego od domu i teoretycznie liceum nie przyniósł im jakiegoś większego sukcesu zawodowego. Żadna z nich na studia nie poszła, skończyło się na robotach dorywczych, a teraz siedzenie w domu ze swoimi dzieciakami. Taki przerost formy nad treścią. Dalej nie ogarniam tego rozumowania niektórych, że muszą koniecznie iść do elitarnego liceum lub na elitarną uczelnię. Prawda jest taka, że instytucja naukowa za nich roboty nie odwali i z automatu nie staną się przez to mądrzejsi. Czy siedzisz w liceum w Pcimiu Dolnym czy siedzisz w elitarnym liceum w Krakowie, to i tak sam musisz do tego usiąść i się nauczyć. Wiadomo, dobra szkoła pomaga, ale naprawdę nie ma praktycznej różnicy między dwoma liceami w dwóch, sąsiadujących miastach powiatowych.
8. Opowiedz, jak wspominasz swoje pierwsze dni/miesiące w szkole średniej.
Pierwsze dni - bardzo intensywne. Dwa dni pobyłem w swojej pierwszej klasie - o profilu dziennikarskim. I w niej nie znalazłem żadnej przyjaznej duszy, a patrząc po charakterystyce niektórych osób słusznie oceniłem, że bym w tej klasie nie wytrzymał. Ekspresem, w 3 dniu, przerzuciłem się do klasy matematycznej. Głównie z tego powodu, żeby mieć kogokolwiek bliższego, żeby już nie było powtórki z gimnazjum, a właśnie w tej klasie był mój przyjaciel z podstawówki. Pech chciał, że on miał sporo zajęć indywidualnych, więc i go w klasie "z nami" nie było za wiele, ja zaś uznałem po paru miesiącach, że jednak klasa matematyczno-fizyczna ne jest dla mnie i ostatecznie przeszedłem do klasy humanistycznej, w której dotrwałem do końca LO. Klasa humanistyczna, z którą pokojowo koegzystowałem. Nie zawarłem z nimi bliższych znajomości, ale też już mogłem pogadać z paroma osobami. Już było lepiej, choć do ideału bardzo daleko.
9. Jak się w tamtym okresie uczyłeś (1-3 klasa LO)?
W dalszym ciągu kontynuowałem swoje podejście, że uczę się tylko tego, co jest mi przydatne. Reszta - byle zdać. Z historii byłem zdecydowanie najlepszy, co było widać po ocenach, lepszy nawet od obecnej w klasie stypendystki Rady Ministrów, ale z innych przedmiotów, które nie były dla mnie ważne, np. z jakiejś chemii, miałem 2 na świadectwie regularnie. Niestety, z tego licealnego okresu, sporo osób mnie oceniło źle i uważało, że słaby ze mnie uczeń i regularnie zsyłano mnie do zawodówki, bo "liceum to nie mój poziom". Szkoda, że te same osoby tak się nie zachowywały, kiedy prosiły mnie o pomoc z historii lub geografii. Wtedy już najwyraźniej taki zły nie bylem, co nie przeszkadzało im w ciągnięciu tej retoryki do końca, mimo tej rzeczywistej pomocy mojej dla nich, która istotnie im pomogła. Z tego płynie morał, żeby nie oceniać ludzi powierzchownie i nie wygłaszać tych opinii publicznie, bo to potrafi ranić.
10. Jaki jest twój znienawidzony przedmiot i uzasadnij?
Takiego nie ma. Jak już, to bardziej jakiegoś przedmiotu nie lubiłem nie ze względu na samą jego istotę, ale np. osobę prowadzącą lub inne okoliczności. Przykładowo nie lubiłem w-f w gimnazjum z powodów wcześniej wspomnianych, ale już ten w-f w okresie podstawówki lub liceum był czystą przyjemnością. Nie ma przedmiotu, którego bym nie lubił ze względu na samą jego istotę. Jest nieco inaczej, jeśli pytanie by się tyczyło mojego ulubionego przedmiotu. Tam faktycznie istnieją przedmioty, które niezależnie od okoliczności pobocznych, z samej ich istoty, były dla mnie przyjemne. Niezależnie od tego, kto je prowadził i z kim w klasie siedziałem. Tak chociażby jest z historią lub geografią.
11. Jak wyglądały twoje relacje z rówieśnikami w tym okresie? Byłeś bardziej zacofany czy towarzyski?
To pytanie już prawie, że wyczerpałem w odpowiedziach na poprzednie pytania, ale powiedziałbym, że ze względu na same osoby, z którymi przyszło mi przez te 12 lat szkoły powszechnej żyć, to byłem wycofany. Nie klikało mi z nimi, więc się nie wpraszałem, nie rozwijałem "na siłę" tych relacji, żeby było coś z nich, bo to bez sensu. Otwarty i towarzyski jestem jedynie wobec osób, z którymi się dobrze czuję, tak więc można powiedzieć, że to zależy od osób, z którymi jestem. Jestem względnym ekstrawertykiem i introwertykiem. Względnym, ponieważ to zależy od konkretnej osoby, z którą mam prowadzić interakcję.
12. Jak wyszły Ci matury?
Nauka sprofilowana, o której tyle już wspominałem wcześniej, więc rzeczy, które były mi autentycznie przydatne, zaowocowały tym, że napisałem je bardzo dobrze. Przy czym sporo uczyłem się sam, sam sobie wynajdywałem materiały dodatkowe, sam się doszkalałem. Szkoła jedynie w minimalnym stopniu mi pomagała.
13. Kiedy zainteresowałeś się prawem?
Jeśli mowa o prawie jako dziedzinie ludzkiego życia, to dość dawno. Pewnie to się zrodziło w okolicach 2-3 klasy podstawówki, kiedy powoli się zacząłem interesować bardziej historią, polityką, które to dziedziny mocno z prawem są powiązane. Polityka, bo na te prawo ma wpływ, a historia, to ciągle jakieś zmiany terytorialne, wojny, które z prawem też są powiązane, chociaż wtedy na to nie zerkałem pod tym kątem prawnym. Bardziej mnie ten aspekt społeczny, historyczny interesował, a nie to, jak prawo funkcjonuje. To takie zainteresowanie pośrednie było. Bezpośrednie trafiło się dopiero w 2014, kiedy zacząłem studia. Wtedy dopiero zaczęło mnie interesować to, jak to konkretnie działa. Wtedy już faktycznie samo prawo mnie zaczęło mocno interesować. A jeśli mowa o prawie jako kierunku, to nie skłamię, jeśli powiem, że miało to miejsce gdzieś w 2013 roku i to w połowie, możliwe, że już po maturach. Jakoś wtedy mi świeciła idea, żeby najpierw zacząć studiować historię, którą w 2013 zacząłem, a w 2014 ruszyć z drugim kierunkiem równolegle, a mianowicie prawem. Skąd taki pomysł? Dalej nie wiem. Wiem jednak, że na prawie znalazłem się z przypadku. Ja nie z tych osób, które od gimnazjum/liceum nawijają, jak to oni będą mecenasami wielkimi.
14. Jak wspominasz swój pierwszy rok na studiach?
Bardzo dobrze, choć muszę tu zaznaczyć, co już było wcześniej zasugerowane, że pierwszy rok w ogóle mojego studiowania miał miejsce w 2013 roku, kiedy zacząłem studiować historię - kierunek dla mnie wręcz naturalny, skoro rok w rok z tego przedmiotu od dawna nie schodziłem poniżej "5" na świadectwie, miałem jakieś olimpiady, a do prawa mnie nic a nic nie ciągnęło. No to naturalnym było, że na to pójdę. Okazało się prędko, bo już w pierwszym miesiącu, że jednak na dłuższą metę studiowane historii zabije moją pasję do niej, więc zdecydowałem się porzucić ten kierunek. Zostałem jednak na nim do początku grudnia, głównie ze względu na poznane tam osoby, żeby z nimi trochę jeszcze pobyć. Do dzisiaj z 2 z nich utrzymuję jeszcze jakieś kontakty, więc się opłaciło (dla porównania, ze szkoły powszechnej te kontakty się praktycznie całkiem urwały, ze wszystkimi). W 2014 rozpocząłem kierunek "awaryjny", "przypadkowy", więc prawo, gdzie pierwszy rok okazał się bardzo dobry. Z każdym przedmiotem zaczął mnie ten kierunek interesować coraz bardziej i wyszło, że to jednak tu jest ten mój "perfect match", zarówno pod kątem samego kierunku oraz towarzystwa, które spotkałem. Towarzystwa w postaci kolegów, koleżanek oraz całej kadry wykładowczej. Lepiej trafić chyba nie mogłem.
15. Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w studiowaniu prawa?
Dla mnie konkretnie, to konieczność ogarniania treści aktów prawnych na poczet różnych egzaminów wręcz na pamięć. To było przez bite 5 lat studiów i pewnie mnie jeszcze czeka dalej, jeśli pójdę na aplikację. Ja nie mam talentu do wkuwania tekstu na pamięć, stąd też m.in. nigdy nie byłem świetny w recytowaniu wierszy, bo to się opiera na znajomości tekstu na pamięć. Ja sobie jednak jakoś poradziłem z tymi tonami tekstu przez sporą ilość pracy oraz jakiś wrodzony talent do tego prawa. Mogę powiedzieć, że ja prawo "czuję". Czuję te wszystkie powiązania, czuję sens tych wszystkich regulacji, więc kiedy zabrakło pamięci, to sobie właśnie z tego "czucia" czy to dopisywałem na egzaminie pisemnym lub dopowiadałem na ustnym. Jak widziałem przez te 5 lat, to nie każdy takie "czucie ma". Sporo osób "wkuwało na blachę" i nie zawsze się to kończyło powodzeniem. Podobnie zresztą miałem przez cały czas z historią. Ogarniałem ją nie na "blachę", jak to zdaje się robi znaczna większość, ale na rozum. Ogarniałem procesy historią kierujące, chronologię, związki przyczynowo-skutkowe i stąd jestem też dobrym historykiem. Dla innych trudnością prawa jest właśnie brak tego "czucia". Wtedy muszą sobie radzić inaczej.
16. Czy jakiś egzamin oblałeś, jak tak to jaki i dlaczego?
Na jakieś ok. 85 egzaminów/kolokwiów, które były przez te 5 lat, to tylko raz nie zdałem w 1 terminie. Miało to miejsce w ostatnim roku, a był to egzamin z teorii i filozofii prawa u specyficznego profesora (o: https://www.youtube.com/watch?v=Rs9KBt8NekA), który stosuje bardzo dziwny system oceniania (nie było żadnej 3.0, która jest pierwszą oceną oznaczającą zdanie, oceny to albo 2.0 lub 4.0, 4.5 lub 5.0). Żeby zdać, to trzeba na 2 pytania odpowiedzieć dobrze, jakkolwiek, krótko, długo, byle dobrze, jego zdaniem. Na pierwsze pytanie, jak byłem sprawdzać ocenę, odpowiedziałem jego zdaniem bardzo dobrze, na drugie, też dobrze, ale jego zdaniem nie na temat i mnie oblał. Musiałem pokornie pójść na drugi termin, który już zdałem na 5.0. Dalej mam do niego o to żal, bo już mógł chociaż te 3.0 dać, ale cóż. Było minęło.
17. Który rok był dla Ciebie najtrudniejszy, a który najprostszy i dlaczego?
Najtrudniejszy? Drugi. Raz, że trzeba było sobie poradzić z nawałą przedmiotów do zdania, które jeszcze same w sobie były obszerne, do dzisiaj pamiętam okres sesji zimowej - styczeń/luty 2016, egzaminy co 2-3 dni, gdzie trzeba było ogarniać na każdy z nich materiał z książek na minimum 300 stron (jeszcze wliczyć do tego odpowiednio notatki z wykładów i strony z ustaw, bo też to trzeba było ogarnąć, prawo to nie tylko wykłady i książki, ale też treść ustaw, którą trzeba ogarnąć), a dwa, nie ma się jeszcze zwykle na drugim roku tego, co już na późniejszych latach, jeśli się przykłada do nauki, coś ma, a mianowicie ogarnianie konkretnych regulacji prawnych. Prawo to system naczyń połączonych i sporo rzeczy jak się nie pokrywa, to jest bardzo podobna. Jeśli się coś ogarnia, to potem już jest łatwiej. Przykładowo mając prawo rolne na IV/V roku, które składa się m.in. z odpowiednio skonkretyzowanych zagadnień z prawa rzeczowego i prawa spadkowego, które były na II/III roku, właśnie po przerobieniu tego prawa rzeczowego i spadkowego, to prawo rolne na tym IV/V roku jest łatwiejsze, bo już zna się specyfikę odpowiednich regulacji. Tez właśnie z racji na te wyrobioną znajomość prawa jako takiego, to najłatwiej było na IV i V roku. Tam nauka bardziej polega na nauce różnic i rzeczy specyficznych, szczególnych, a nie nauce czegoś od zera, co ma miejsce na początku. Początki to na górkę, a końcówka już z górki.
18. Jak ogólnie uczyłeś się na studiach ?
Raczej dobrze, skoro skończyłem studia z oceną bardzo dobrą i tylko raz musiałem poprawiać egzamin. Jakieś stypendia rektora się zdarzały. U moich kolegów i koleżanek szło zwykle nieco gorzej. Ja się najbardziej cieszę, że udało mi się uniknąć tzw. warunków i wszelkich nieprzyjemności z tym związanych, m.in. z koniecznością opłaty za nie oraz przymusowym zwiększeniu materiału do nauczenia na daną sesję, bo jeżeli nie zdało się egzaminu/kolokwium w dwóch terminach, to w ramach warunku musisz to zdać w następnej sesji, więc materiału masz więcej, a na prawie zwykle warunki nie są z jakichś pierdół, ale faktycznie "kobylastych", obszernych przedmiotów, więc taki warunek stanowił spore utrudnienie w nauce. Brak warunków niewątpliwie ułatwił mi życie i naukę na studiach.
19. Powiedz jakbyś zachęcił ludzi młodych, żeby poszli na prawo ?
Prawo to jeden z tych kierunków, które mogą Cię nauczyć funkcjonowania w społeczeństwie. To jest główna wartość tego kierunku. Po nim ogarniasz nie tylko to, jak funkcjonuje prawo samo w sobie i jaka jest jego treść, ale też w odpowiednim zakresie poznajesz aspekty socjologiczne, psychologiczne, ekonomiczne. Też te studia Ci dostarczają odpowiedniej wiedzy praktycznej. Ciężej Cię oszukać w sklepie, w pracy (nawet wtedy, jeżeli nie jest związana z prawem), w urzędzie. Wiesz, jak funkcjonuje system podatkowy. To świetny kierunek ogólnorozwojowy. Tez w sumie prawo jest na tyle dobrym kierunkiem, że nieco łatwiej o pracę, właśnie też ze względu na to, że po prawie masz wyrobione odpowiednie umiejętności zachowania się w społeczeństwie. Wiesz, jak działają wszystkie instytucje, wiesz, jak coś urzędowego napisać. To jest wartość, która jest doceniana.
Bardzo dziękuję!!!
Ja na koniec coś dodam. Moim zdaniem osoba Yoyogiego ukazuje to, że w życiu nie trzeba być lubianym, kochanym, żeby dojść wysoko, jak ktoś chce napisać książkę o jakimś człowieku to Yoyogi przez swoją postawą życiową ewidentnie na to zasługuje. Gratuluję yoyo pomysłu z prawem, bo widać, że idealnie ten kierunek wybrałeś, dzięki za wywiad!
A następny odcinek z Łukaszem kruczkiem, potem z dovahkiinem, a potem zobaczymy. Do zobaczenia jutro na relacji z GP Belgii! Obiecuję ciekawą relację nawet dla niezaznajomionych z F1


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Baltazar dnia Sob 19:01, 31 Sie 2019, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Przemyślenia wybitnych osób - Yoyogi odcinek nr 1
  Forum YTP Ski Jumping Manager (TM) Sezon 36 (2042/2043) Strona Główna » Centrum Prasowe
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © phpBB Group
Theme designed for Trushkin.net | Themes Database.
Regulamin